Monday, June 2, 2014

Prague's Hunt

Turystyka z dnia na dzień robi się coraz bardziej popularna, a współczesny turysta zdążył już ewoluować w osobny gatunek. Ciekawy wszystkiego, uzbrojony w najnowsze zdobycze techniki, często wiedziony owczym pędem, jest widoczny niczym niedźwiedź polarny w kopalni węgla. 
Pragmatyczni Czesi doskonale sobie z owym misiem radzą. Posiadają jedną z piękniejszych stolic w Europie, która umiejętnie przeobrazili w jeden wielki, turystyczny lep. Zjeżdżają tu ludzie z całego świata, a wszystkie turystyczne trendy widać jak w soczewce. Królują tablety, wysięgniki do iPhone'ów i psy. Najlepiej, żeby były kompaktowe. Przynajmniej psy. Plecak często jest już tylko plecakiem z nazwy - obecnie jego miejsce jest na brzuchu. Mało to komfortowe, ale za to dobitnie pokazuje środkowy palec złodziejom. Wygodne buty to dalej podstawa, ale w sukurs zmęczonym nogą nadjeżdżają stada segwayów i meleksów. 
Sam dałem się trochę na ten lep złapać, ale czy można sobie wymarzyć lepsze miejsce, żeby sportretować Turystę A.D. 2014?
  








































































































Wednesday, May 28, 2014

Tuesday, May 20, 2014

Monday, May 19, 2014

Gangster's Paradise



O tym, że kostką Kaczmarka można krzywdzić estetycznie wiedziałem od dawna. Dzisiaj przekonałem się, że przy jej pomocy można także kraść, co tylko umocniło mnie w przekonaniu, że sięgają po nią ludzie spod ciemnej gwiazdy.

Sunday, May 18, 2014

Sunday, May 4, 2014

Saturday, April 26, 2014

Wednesday, April 23, 2014

Thursday, April 10, 2014

Deer, castle & fencer

Odbieraj telefony od znajomych. Zwłaszcza w niedziele. Nieważne jak ciężko by się nie zaczynała.

NSU Lady

Agata i jej piękny, budzący powszechny podziw na mieście NSU. Roczki 1951. Razem blisko od 9 lat. Dama i damka. O łączącej je więzi dobitnie świadczą holenderskie brylanty na wentylkach. Aktualnie Agata poszukuje flagówki na przedni błotnik…

Thursday, April 3, 2014

Time Machine


Odwiedziłem Babcię i razem z Babcią odwiedziłem Dziadka. Obejrzałem kilka starych zdjęć i posłucham babcinych opowieści o jej młodości. Niektórych dobrze mi znanych, inne słyszałem po raz pierwszy. W pewnym momencie zadzwonił telefon i z aparatem na szyi wyszedłem na podwórko. Nawet nie zauważyłem kiedy rozmowa dobiegła końca, a ja byłem z powrotem dziesięcioletnim, spuchniętym alergikiem na środku kwitnącego podwórka. 
Dookoła biegali kumple, sąsiad krzyczał z okna, że garaż to nie bramka, a ja jako najgorszy kopacz pod słońce co chwilę słyszałem za plecami huk piłki walącej o drzwi. Zakręciło mi się w głowie, jak wtedy gdy huśtałem się bez trzymanki, a następną rzeczą jaką pamiętam były sąsiadki stojące nade mną i upewniające się, czy aby na pewno jeszcze żyję. Przypomniał mi się kwaśny smak owoców z wielkiej gruszy, z której częściej niż gruszki spadały gałęzie, w skutek czego skończyła swój byt jako stolik-muchomorek. Na nowo miałem ochotę wejść do garażu przepełnionego zapachem benzyny, wsiąść do żółtego Wartburga i pojechać nad jezioro, opychając się po drodze agrestem. W pewnym momencie na balkonie pojawiła się Babcia i zawołała mnie na obiad, a ja zamiast krzyknąć, powiedziałem sobie pod nosem "Babciu jeszcze pięć minut…"

Friday, March 21, 2014

Dr Feelgood

Najlepszy psychoterapeuta na wschód od Rio Grande. To na nim wzorował się Matejko malując Alchemika Sędziwoja. Aptekarska precyzja, klasyczne receptury to jego odpowiedź na trapiące nas problemy. Podobno miał być ochrzczony imieniem Panaceum, ale ksiądz się nie zgodził. W dalszym ciągu pracuje nad transmutacją ołowiu w złoto. Póki co każdy, kto go spotkał, nad ranem odnajduję tylko pulsujący pod skronią ołów.

Wednesday, March 19, 2014

Venezia

Pamiętam jak w '97 z chłopakami dosyć szybko ochrzciliśmy Kozanów Wenecją Dolnego Śląska. Woda była nam zawsze bliska. W końcu jakiś socrealistyczny geniusz planowania postawił nasze osiedle na terenach zalewowych. Kto by się tu przejmował kałużą…


Początkowo wydawała mi się jedną z wielu. Nie licząc humorystycznego akcentu w postaci zatopionej studzienki, powiedziałbym, że mijam takich setki. Dopiero rozbawiona koleżanka, która mi ją wskazała palcem, sprawiła, że dostrzegłem w tej kałuży coś niesamowitego.
To kałuża wytrwała. Odwiedza moje osiedle od wielu lat. To jej miejsce odkąd pamiętam. Pojawia się, kiedy tylko niebo przykryją grubsze chmury. Kapituluje zawsze ostatnia, szydząc niejako z idei kanalizacji deszczowej. 

W planowaniu przestrzennym bije osiedlowych architektów na głowę. To ona mówi co i gdzie mieszkańcom wolno. Trawnik z parkingiem już dawno zamieniła miejscami. Z kierowców uczyniła wprawnych budowlańców. By dostać się do uwiezionych bolidów budują swoje Golden Gate po każdej ulewie. Z cegieł, kępek trawy, połamanych desek. Co pod ręką.
Czasami kałuża idzie na całość i bawi się w rozlewisko. Zawęża chodnik do krawężnika, który rozpięty niczym lina nad przepaścią skłania okoliczne damy, obwieszone siatkami do niesamowitych akrobacji. Te z najbliższych klatek mają już zapewne swój kanał na youtube promujący slackline.

To, że wola życia takiej kałuży jest silniejsza, od naszego poczucie estetyki jakoś mnie nie dziwi. Do smrodu człowiek ponoć jest w stanie przyzwyczaić się w ciągu 15 minut. A to, że wszystkie funkcje osiedla w promieniu 50 m od kałuży zostały postawione na głowie i jest po prostu niewygodnie? W Wenecji tak do końca wygodnie chyba też nie jest… 


Thursday, March 6, 2014

Two wheels smile



Bumi i jego czerwona kolarzówka. Zeszłoroczny nabytek. Ponoć właściciel komiso-lombardu płakał jak sprzedawał. W sumie się nie dziwie. Ugrał na tym tylko 7 dych. Gdy Bumi wraca do Wrocławia, niezależnie od tego co za oknem i która na zegarku, wita się z miastem obowiązkową przejażdżką. Mimo, że rower ma tylko dwa koła, to jego recepta na trzecią młodość.

Thursday, February 27, 2014

Monday, February 24, 2014

#selfie #foodporn #kraków



























Dzień był zimny, pochmurny, a Kraków kompletnie odarty ze swojego uroku. Na Plac Nowy wchodziliśmy z koleżanką z jakiejś bocznej uliczki. Zmarznięci, zagadani, bardziej skoncentrowani na tym gdzie tu chlapnąć herbatę, niż na kontemplowaniu otoczenia.
-Nie wierzę.
-Ahahaha!
Odruchowo zasłoniłem twarz aparatem… dupa blada, podpięty szeroki kąt, a do zapiekanki zmierzającej na facebooka zostało jakieś 100 m. Ogarnęło mnie, dobrze znane mi uczucie, kiedy wiem że zdjęcie przeszło koło nosa. Mimo to przyspieszam kroku zmieniając po drodze obiektyw. Bingo! Laska chyba też nie była do końca zadowolona ze swojego zdjęcia,  bo mierzy do siebie zapiekanką i komórką po raz drugi. W dalszym ciągu daleko, w biegu, zdjęcie rozmazane. Telefon, zapiekanka i głowa ponownie ustawiają się w idealnej lini. Biegnę co sił w nogach. Cała dyskrecja już dawno poszła do lasu, mimo to koleżanka, która została za plecami stara się ratować sytuację. Próbuje odwrócić uwagę przyszłej ofiary i ostentacyjnie oznajmia światu, że musi zawiązać buta. Klęka i zaczyna wywijać sznurówkami. Gdyby nie fakt, że jej kozaki nigdy ich nie posiadały kamuflaż doskonały. Powinien trafić do podręczników CIA, a może nawet CBŚ. Amatorka zapiekanek ani drgnie. W końcu widzę na jej twarzy uśmiech i czuję, że sam też się uśmiecham. Obydwoje mamy swoje wymarzone zdjęcie z Krakowa.

Sunday, February 23, 2014

Monday, February 17, 2014

Saturday, February 1, 2014

Tuesday, January 21, 2014

Sunday, January 12, 2014